Podróż na rowerowym szlaku - Neapol-Paryż'87
wielokrotnie, w różnych miejscach, wspominałam o moich wyprawach rowerowych. Jeździłam prawie 15 lat na różne wycieczki rowerowe z AKTR Cyklista (Akademicki Klub Turystki Rowerowej). W sumie było to kilka wyjazdów po Europie, po Polsce i wiele weekendowych rajdów rowerowych.
Dziś wspominam te wyjazdy z dużym sentymentem. Opisałam jakiś czas temu wyjazd do Grecji, dziś opiszę moją "wyprawę życia" czyli przejazd z Neapolu do Paryża.
O tej wyprawie, nasz Prezes Klubu zaczął wspominać jakoś pod koniec roku 1986. Potem były święta, a jak umilkły odgłosy noworocznych fajerwerków trzeba było zabrać się do przygotowywania wyjazdu.
Miała to być największa wyprawa organizowana dotychczas przez nasz Klub.
Wcześniej, corocznie były wyjazdy do tzw. "demoludów" - Czechosłowacja, Węgry, Bułgaria, Rumunia, dużo wyjazdów po Polsce. Nigdy nie dostaliśmy zgody na wyjazd do NRD, a z kolei nasz "wielki brat" przeszdł samego siebie i zatwierdził nam wyjazd wyznaczając, na noclegi naszej rowerowej wyprawy, miejscowości oddalone od siebie średnio o około pięśćset kilometrów, więc nie skorzystaliśmy.
Grecja była pierwszą przymiarką do wyjazdu gdzieś dalej, czyli na tzw. zachód. Wyjazd był udany i wkrótce zorganizowano jego powtórkę.
Teraz przyszedł czas na Włochy.
Lista chętnych szybko się zapełniła. Dodam jeszcze, że w przygotowywaniu naszych wyjazdów brali udział wszyscy uczestnicy (w tej wyprawie było to 12 osób).
Gotowa była też trasa przejazdu ze szczegółowym opisem, co będziemy zwiedzać w miejscach atrakcyjnych turystycznie.
Najpierw były to pisma popierające naszą wyprawę podpisane przez Oddział PTTK i Almatur. Potem niemal równolegle załatwialiśmy wydanie paszportów na Milicji, składaliśmy wnioski wizowe do ambasad krajów przez które mieliśmy jechać, wysyłaliśmy pisma do PKP o zgodę na zakup za złotówki biletów kolejowych na trasie Warszawa - Neapol i Paryż - Warszawa. Po zatwierdzeniu oficjalnie naszego wyjazdu w Oddziale Glównym PTTK, mogliśmy też się starać o promesy, czyli przydział dewiz, po cenie bankowej, co było ważne (dostaliśmy po 145$ na osobę na dwa miesiące wyjazdu). W Urzędzie Celnym, z kolei, załatwialiśmy zgodę na dodatkowy wywóz żywności z kraju oraz warunkową odprawę celną na nasze rowery i sprzęt turystyczny, co ułatwiało nam przekraczanie granic. Stopniowo odbieraliśmy wizy ( to kilkanaście wyjazdów do Warszawy i spowrotem), załatwialiśmy jeszcze kilkaset innych spraw, których już nie pamiętam, aby zgrać wyjazd na tip-top, i tak mniej więcej po pół roku, krótko przed terminem wyjazdu byliśmy gotowi. Tak było jeszcze w latach 80-tych, przygotowanie takiej wyprawy wymagało dużo samozaparcia i cierpliwości.
Dodam jeszcze, że podczas wszystkich moich wycieczek rowerowych prowadziłam coś o nazwie Książeczka Wycieczek Kolarskich. Dzięki nim mam teraz doskonałą pamiatkę z wyjazdów, dokładne daty, odległości i przejechane miejscowości. Dlatego mogłam podać dawne daty przejazdu.
start - Pompeje 1987-08-19
początek wyprawy miał miejsce w Pompejach. Pociągiem jechaliśmy z Polski do Neapolu, potem lokalnym pociągiem podjechaliśmy do Pompeji, po zwiedzeniu ruin i noclegu następnego dnia wyruszyliśmy w naszą najdłuższą podróż, której celem był Paryż.
Historia miasta jest dosyć bogata, więc podkleję link: Pompeje
Ale pierwszy postój mieliśmy w Neapolu. Ktoś powiedział "zobaczyć Neapol i umrzeć", ja nie umarłam, w ogóle niewiele pamiętam z samego Neapolu, najbardziej byłam oszołomiona ruchem ulicznym i życiem miasta. Jazda naszymi rowerami po zatłoczonych ulicach wymagała nie lada akrobacji i cieszyłam się jak z stamtąd wyjechaliśmy.
Monte Cassino 1987-08-21
Castel Gandolfo 1987-08-23
Rzym 1987-08-24
Do Rzymu wjechaliśmy wczesnym rankiem, chcieliśmy w ten sposób uniknąć wielkiego ruchu samochodów. I się udało, ulice były prawie puste, więc bez problemu dotarliśmy na kemping. W Rzymie spędziliśmy kilka dni, min. udało nam się po raz drugi wejść na niedzielną audiencję w Watykanie.
Asyż 1987-08-28
Jadąc ciągle na północ dotarliśmy do Ayżu, zwiedzilismy Bazylikę , miasteczko i pojechaliśmy dalej. Wjechaliśmy już w góry więc jazda nie była taka łatwa, coraz częściej pchaliśmy rowery.
Zanim dotarliśmy do Florencji zatrzymaliśmy się w Arezzo. Po południu załapaliśmy sie na turniej rycerski na rynku, bardzo piękna impreza. Nocleg mieliśmy w jakimś domu pielgrzyma, a siostry zakonne ugościły nas wielkimi porcjami spagetti. Rano, po obfitym śniadaniu, podziękowaliśmy za gościnę i pojechaliśmy dalej.
Florencja 1987-08-31
Florencja to kolejny punkt wyjazdu. Właściwie wiele nie pamiętam, tylko tyle co na zdjęciach i jakiś nocleg na dziko.
Bolonia 1987-09-06
Przejazd Florencja - Bolonia dał nam się nieźle we znaki. Trasa górska przez Apeniny, dużo podjazdów, pierwsze większe problemy techniczne z rowerami. Dużo czasu straconego na naprawy. Spaliśmy gdzieś w górach i dopiero następnego dnia dojechaliśmy do Bolonii.
Potem szybki przejazd przez Ravennę, Ferrarę, Rowigo i dojechaliśmy pod Wenecję.
Wenecja 1987-09-08
Nocowaliśmy na przedmieściach miasta u jakiegoś gospodarza. Tam też zostawiliśmy rowery a do samej Wenecji pojechaliśmy autobusem. Dodam tylko, że wenecja tak mnie zauroczyła swoim wyglądem, że postanowiłam zrezygnować z jakichś lodów i kupiłam kolorowe slajdy do aparatu i była to dobra decyzja.
Więcej o pobycie w Wenecji pisałam już w osobnej podróży Wenecja
Werona 1987-09-11
W Weronie zatrzymaliśmy się na krótkie zwiedzanie miasta i wypiliśmy kawę ze spotkaną na ulicy Polką, która tam mieszkała.
Genua 1987-09-15
Kilka dni jechaliśmy do Genui - trasą Parma i La Spezia. Znowu były góry, znowu były podjazdy i psuły się rowery.
Z samej Genui pamiętam tylko epizod z parku, gdy szykowalismy sobie posiłek w jakimś parku podeszła do nas policja i przyczepili sie do naszego kuchennego noża. Okazało się, że był duży i zaczęli nas podejrzewać o jakieś próby zamachu...
Monako 1987-09-17
Kilka dni jechaliśmy wzdłuż wybrzeża, mijaliśmy nadmorskie kurorty, trasa bardzo ładna.
Był to dziwny przejazd, bo ciągle ktoś się z wycieczki gubił, odnajdywał dzień czy dwa później.
I tak dojechaliśmy do Monaco. Po południu i wieczorem kręciliśmy się po mieście i jego kasynach.
Nocleg na plaży.
do Marsylii jechaliśmy min. przez Niceę.
W Nicei odnaleźlismy jednego z naszych uczestników wycieczki, Pawła, który zagubił sie w Asyżu. Radość nasza była wielka. Okazało się, że przez całą trasę jechaliśmy "obok" siebie i dopiero tutaj sie spotkaliśmy.
W Cannes zjedliśmy śniadanie przed pałacem filmowym i udało nam się zwiedzić piracką łajbę na której Polański kręcił film Piraci.
W Saint Tropez zatrzymaliśmy się przed posterunkiem słynnego żandarma, pospacerowaliśmy nadmorskim bulwarem i pojechaliśmy.
Cała nadmorska trasa przepiękna, żywcem wyjęta z filmów których akcja toczy się na południu Francji.
Do Marsylii dojechaliśmy pod wieczór, więc miasto w wieczornej iluminacji bardzo nam się podobało.
Przejazd do Awinionu był już dla nas bardzo ciężki, a przynajmniej dla mnie. Dawało znać o sobie zmęczenie, coraz częściej dochodziło do nieporozumień, najgorzej było z rowerami i częściami zamiennymi. Nie mogliśmy np. dokupić opon, bo w tamtejszych sklepach nie było rozmiaru 27 cali. Były mniejsze czy większe, naszych nie. Ciągłe "łapanie gum" było męczące i wręcz uniemożliwiało dalszą jazdę. Mieliśmy około 2 tygodnie czasu aby dojechać do Paryża, skąd mieliśmy wykupione bilety do Polski. Kończyły sie nam pieniądze....
I co zrobi pomysłowy Polak za granicą? Akurat trwało winobranie, jechać raczej nie mogliśmy, więc zdecydowaliśmy popracować kilka dni u jakiegoś gospodarza, trochę podreperować nasz budżet, podjechać do Paryża pociągiem a potem do domu.
I to byl dobry pomysł.
do Paryża przyjechaliśmy rano, cały dzień zwiedzaliśmy miasto, wieczorem pojechaliśmy do Polski.
Dużo już zapomniałam, zdjęć mało, bo tak się kiedyś fociło i były duże problemy z zakupem negatywów. Ale takie niedobitki wspomnień Wam opowiedziałam.
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
dzięki Piotrze,.myślę, że każda duża wyprawa wymaga wielu przygotowań, ale dziś jest znacznie łatwiej.
-
...może trafi się ktoś, zapewne młody, kto czytając pierwszy punkt podróży czyli "zamiast wstępu" zdziwi się dlaczego nie przygotowywaliście się, Iwonko, według procedury opisanej przez Grzegorza -
http://kolumber.pl/g/151248-Deszczowe%20Dolomiti%20Bellunesi
- i wytłumaczenie tej rozbieżności takiem młodemu zajęłoby by chyba tyle czasu, ile pochłonęły Wasze przygotowania ... :-) ... -
Iwona,wspaniała wyprawa.Nie mogę wyjść z podziwu :)))
Należy Ci się złoty kolumberowy medal !!!!
Natomiast ja ,zwariowany paryski bzik, z wielką przyjemnością obejrzałam zdjęcia mojego ukochanego miasta sprzed lat :)
Pierwszy raz przyjechałam do Paryża w 1993 r - na 2 miesiące,potem wpadałam co 2 - 3 lata na krótko, a od 2015 r
nie mogę żyć bez tego miasta.Chłonę je wszystkimi zmysłami i pstrykam zdjęcia,które niestety nie mogę wrzucić na Kolumbera ;) ( problem techniczny, czy moja nieumiejętność? )
-
na tej wyprawie to ja już byłam po studiach, ale Klub był studencki. W tamtych czasach przynależność do takiego klubu ułatwiała załatwianie wszelkich formalności związanych z wyjazdem, prywatnie nie mielibyśmy szans....
-
Zazdroszczę wspomnień, w czasach studenckich nawet nie mierzyłam o takich podróżach.
Super wyprawa.
-
O takich wyprawach to się książki pisze, a nie ogranicza do tak lakonicznego opisu. Ogromnie zazdroszczę! Gratuluję silnej woli!
-
Masz rację,przygotowanie takiej wyprawy w tamtych latach to było niezłe wyzwanie.
Dzisiaj wszystko jest łatwe.
Dobrze,że zostały Ci piękne wspomnienia... -
dziękuje Irenko za dobre słowo. Przygotowanie w tamtych czasach takiej wyprawy to kawał dobrej roboty, masa papierkowej roboty, formalności i chodzenia po urzędach. Dzisiaj jest o wiele łatwiej, jest internet, chociaż zgranie takiej trasy też wymaga czasu i zachodu.
Ale najważniejsze są wspomnienia z takiego wyjazdu - są bezcenne.... -
Ależ fajny,sentymentalny powrót do przeszłości.
Wyobrażam sobie,ile trudu kosztowała was taka rowerowa wyprawa w tamtych czasach.
Długa trasa,ale same piękne miejsca.Jestem pełna podziwu dla Waszej kondycji-)
Zdjęcia to prawdziwe wykopaliska,ale pewnie mają dla Ciebie ogromną wartość.
Z przyjemnością poczytałam i obejrzałam te wyblakłe starocie,one tyle mówią...
Pozdrawiam-)